Zaczynałam od powyższego. Zgodnie ze swoim zamysłem musiałam skrócić przednią część, zmodyfikować zapięcie (fabryczna haftka była zbyt wysoko), wszyć podszewkę, guziki i inne drobne ozdobniki. Guziki... Miałam w tym kształcie, w jakim chciałam, ale miały nie ten kolor, więc potraktowałam je złotym lakierem w sprayu. Podobnie było z kołami zębatymi które naszyłam na kołnierzu - chciałam, żeby docelowy żakiet miał lekko steampunkowy charakter.
Wszystko szyłam ręcznie. Zaznaczałam do jakiej wysokości chcę uciąć i podwinąć przód i podszyłam tak, żeby dosyć spory fragment mógł pełnić rolę wykończenia wewnętrznej strony.
Dziś wygląda to mniej więcej jak na ostatnich zdjęciach. Wyszło w miarę zgodnie z tym, co sobie wyobrażałam. A i satysfakcji z posiadania jedynego egzemplarza nikt mi nie odbierze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz