27 września 2014

Rapture

Trochę tu mchem obrosło, tak dawno nic nie robiłam, ale! Cały lipiec pracowałam, w sierpniu intensywnie wydawałam to, co zarobiłam... Nie było czasu na jakieś tam blogi, cóż poradzić. Zaliczyłam pieszą trasę po Bieszczadach, popływałam na desce po naszym pięknym morzu i porobiłam jeszcze kilka innych wesołych rzeczy.
Teraz zabrałam się za coś, co powinnam już dawno zrobić, ale mi się nie chciało tak szczerze mówiąc. Pełny rysunek, z tłem, otoczeniem.
Moja miłość do serii Bioshock trwa i trwać jeszcze pewnie trochę będzie, postawiłam więc na Rapture. A żeby mi nudno nie było, postanowiłam tam dodać Splicera, jednego póki co, może jeszcze się to zmieni, zobaczymy. Kobiety mi się łatwiej rysuje, ale może tu, albo na kolejnym rysunku się porwę na narysowanie faceta jakiegoś.
Sprawę mi ułatwia fakt, że obok siebie mam 3 artbooki z tychże gier, więc mogę się do woli przyglądać, inspirować, wzorować i nie narzekać, że nie wiem jakie tło by było dobre - wszystko jest jak na tacy, bez grzebania w google.

Co jakiś czas sobie zapisywałam jako obrazek kolejne etapy pracy, mam tego już kilka sztuk,więc wrzucę taki zlepek, żeby przerwać ten zastój który mi się na blogu wkradł. Rzeźbić w tym będę pewnie jeszcze długo, bo czas mam głównie wieczorami, a zależy mi, żeby wyszło to jak najlepiej. Taki sprawdzian dla samej siebie, ile się tego fotoszopa nauczyłam.



Dla niewtajemniczonych acz ciekawych - Rapture to (anty)utopijne miasto, wybudowane na dnie Oceanu Atlantyckiego w 1946r przez niejakiego Andrew Rayana. Została tam zebrana  elita, osoby reprezentujące, wg Rayana, najlepsze cechy ludzkości. Z tego, w skrócie, wyniknął błyskawiczny rozwój technologiczny, w tym i możliwość zabawy z genetyką. Eksperymenty miały sprawić, by ludziom dane zostały różne nieprzeciętne umiejętności... Ale okazało się, że to co miało być lekarstwem na pragnienie posiadania mocy godnych X-men'ów, jest substancją uzależniającą. I powodującą różne fiksacje w genach i nieprzewidziane, niekontrolowane dalsze mutacje DNA.

Mamy więc miasto na dnie oceanu, zamieszkane przez masę pokręconych, zmutowanych i naćpanych indywiduów. Jak dla mnie fajna sprawa.