28 grudnia 2015

Merida

Wymyśliłam sobie jakiś czas temu, że okiełznam loki. Na rysunku, bo innych nie posiadam. Nawarzyłam piwa - trzeba wypić, męczę się z nimi i męczę, oglądam tutoriale i próbuję różnych sposobów żeby zapanować nad tymi nieszczęsnymi włosami. Póki co wykrzesałam z tego tyle. Jakiegoś kształtu to zaczyna nabierać.





Dla odprężenia też  taką prostą mordkę naszkicowałam. Sama nie wiem co mi do łba strzeliło z tym porożem. Chciałam sobie nowy pędzel wypróbować, ale w sumie wciąż niewiele tu wrzucam, czemu by nie wkleić przy okazji.

23 listopada 2015

Wikingowie i inne rzeczy (tusz).

W szkicowniku popełniłam taką oto stronę.
Format 21.6x27.9cm, wszystko rysowane rapidografami Faber Castell o grubościach 0,18, 0.25 i 0.35mm.

Dłubałam w tym łącznie z 4-5 dni w wolnych chwilach, każdy element wspomagany znaleziskami z wyszukiwarki grafiki od Google.









09 sierpnia 2015

kolejne rozgrzebane

Emilie Autumn zaczęłam rysować w czerwcu, kiedy trochę się uwolniłam spod stosu map i innych projektów na kartografię jakie muszę szkicować (ręcznie, w tuszu, z dokładnością do 0,1mmm - czasochłonne cholerstwo, uwierzcie).
Potem przyszła sesja, praktyki, brak czasu, nie miałam kiedy tego ogarnąć a pracy nad tym jest jeszcze mnóstwo. Staram się podglądać ludzi, który rysować potrafią, dochodzę do pewnych wniosków, co tu dużo gadać -uczę się.

Teraz nie miałam serca do tego wrócić, choć chcę z tego wykrzesać jak najwięcej. Nauczyć się rysowania włosów, dojść do tego, by nie było to takie rozmazane, nauczyć się rysować jak układają się bardziej skomplikowane części garderoby, ukazać różnice faktur.. Dużo zabawy mnie czeka.
Ostatni screen jaki popełniłam:
Szału nie ma, z włosami czeka mnie bardzo ciężka batalia, ale obiecałam sobie, że to doprowadzę do ładu. Całkiem nieźle się bawiłam próbując z tym swoich sił.

Nie umiałam z marszu wrócić do Emilie wczoraj zaczęłam więc Amy Winehouse. Jak na 4h jestem zadowolona. Traktowałam to jako rozgrzewkę przed powrotem do rysowania w Szopie, ale
myślę, że jednak postaram się w ciągu najbliższych dni, przed wyjazdem w środę nad ranem, wyrobić z dokończeniem tego. I znowu - kopię w necie, obserwuję, staram się nauczyć czegoś nowego.
P.S. Skończyłam.

24 stycznia 2015

żakiet, frak, coś

 Od jakiegoś czasu bawiłam się w przeszywanie brązowej, welurowej narzutki w coś a'la frak, na czerwonej podszewce, ze złotymi elementami. Przyjemna sprawa na zimowe i jesienne wieczory. W ostatnim poście wspominałam, że lubię sobie modyfikować ubrania, myślę, że mogę raz na jakiś czas wrzucić tutaj efekty tego typu rozrywki.


 Zaczynałam od powyższego. Zgodnie ze swoim zamysłem musiałam skrócić przednią część, zmodyfikować zapięcie (fabryczna haftka była zbyt wysoko), wszyć podszewkę, guziki i inne drobne ozdobniki. Guziki... Miałam w tym kształcie, w jakim chciałam, ale miały nie ten kolor, więc potraktowałam je złotym lakierem w sprayu. Podobnie było z kołami zębatymi które naszyłam na kołnierzu - chciałam, żeby docelowy żakiet miał lekko steampunkowy charakter.



 Wszystko szyłam ręcznie. Zaznaczałam do jakiej wysokości chcę uciąć i podwinąć przód i podszyłam tak, żeby dosyć spory fragment mógł pełnić rolę wykończenia wewnętrznej strony.





 Dodałam zapięcie, z resztek uczyniłam "pasek"... Brakowało mi w sumie tylko podszewki. Zrobiłam ją z szalika, którego i tak  nie nosiłam. Wymiary pasowały, no to czemu by nie skorzystać z surowców, które już się posiada?



Dziś wygląda to mniej więcej jak na ostatnich zdjęciach. Wyszło w miarę zgodnie z tym, co sobie wyobrażałam. A i satysfakcji z posiadania jedynego egzemplarza nikt mi nie odbierze.